Wkrótce ukażą się niepublikowane wcześniej listy Pawła VI

„Paweł VI. Czas odwagi” – niepublikowane wcześniej osobiste listy Pawła VI ukażą się 3 października br. nakładem wydawnictwa Znak. 14 października 2018 r. Franciszek kanonizuje Pawła VI.

Paweł VI będzie czwartym, po Piusie X, Janie XXIII i Janie Pawle II, kanonizowanym papieżem żyjącym w XX w.

Kim był Paweł VI, ostatni koronowany papież, reformator i pielgrzym, który ukochał Polskę? W kwestiach społecznych niesłychanie nowoczesny, w sprawach doktrynalnych konserwatywny. To jemu zawdzięczamy liturgię w języku ojczystym i zniesienie indeksu ksiąg zakazanych. To on ogłosił Matkę Bożą Matką Kościoła, a także dokonał beatyfikacji Maksymiliana Marii Kolbego. Na swego następcę wskazywał zaś Karola Wojtyłę.

Dlaczego myślał o abdykacji? Jak radził sobie z głosami sprzeciwu pojawiającymi się w Kościele po wydaniu przez niego encykliki mówiącej o antykoncepcji i aborcji?

Niepublikowane dotąd listy i dokumenty pisane własnoręcznie przez Pawła VI są niezwykłym źródłem wiedzy o papieżu, który przewodniczył obradom Soboru Watykańskiego II i dał zielone światło zmianom mającym odmienić oblicze Kościoła.


Prezentujemy omówienie publikacji autorstwa Grzegorza Polaka:

W oczekiwaniu na kanonizację Pawła VI, 14 października 2018

Nakładem wydawnictwa Znak ukazuje się właśnie korespondencja papieża błogosławionego Pawła VI zatytułowana „Paweł VI. Czas odwagi” . Autorem najtrafniejszej i zarazem najbardziej lapidarnej recenzji książki wydanej wcześniej we Włoszech jest nie dziennikarz, lecz papież Franciszek, który napisał: „Byłem zdumiony, czytając te listy Pawła VI, które wydają mi się pokornym świadectwem miłości do Chrystusa i Jego Kościoła oraz kolejnym dowodem świętości tego wielkiego Papieża”.

Co można wyczytać z listów papieża Montiniego

Był postacią tragiczną. Dostrzegał kryzys Kościoła, do którego „jakąś szczeliną przedostał się szatański dym”, ale nie był w stanie mu się przeciwstawić. Zakończył Sobór Watykański II i wytrwale wprowadzał w życie jego nauczanie, ale nie zapobiegł schizmie. Nauczanie żadnego papieża nie było tak kontestowane i atakowane przez liczne kręgi katolickie. O mały włos dosięgła go ręka zamachowca. Publicznie zniesławiany, szczególnie boleśnie przeżył oskarżenie o homoseksualizm.

Święty w Kurii Rzymskiej? Owszem

Istotnie, czytając korespondencję Błogosławionego nie sposób odnieść wrażenia, że jej autorem jest człowiek głęboko uduchowiony, pokorny, oddychający Ewangelią. A przecież – co warto podkreślić – przez wiele lat był kościelnym urzędnikiem, który trzydzieści lat przepracował w Sekretariacie Stanu. A tam, w biurokratycznej machinie, raczej nie znajdujemy wzorców świętości.

Paweł VI zaraz po wyborze na papieża sformułował swoje credo: „Każdy jest moim bliskim. Ileż potrzeba dobroci! Każde spotkanie powinno być okazją do jej okazania. Każdego darzyć sympatią. Kochać świat. Modlitwa i miłość powszechna. Papieska polityka: zważać na dobro innych. Ileż trzeba serca. Wrażliwego na każda potrzebę. Gotowego na każdą szansę dobra”.

Od początku zdawał sobie sprawę, że choć otoczony liczną świtą, w pełnieniu swojej posługi Piotrowej pozostanie samotny. Półtora miesiąca po swym wyborze, pod datą 5 sierpnia 1963 roku napisał: „Wyjątkowa pozycja. Warto dodać, że popycha mnie ona ku ekstremalnej samotności. Już wcześniej była ona wielka, teraz jest totalna i przerażająca. Aż do utraty tchu. Jak posąg na wieży. A nawet więcej, bo jestem żywą osobą. Nikogo bliskiego. Mam zostać sam, pracować sam, rozmawiać sam z samym sobą, rozmyślać we własnym sumieniu. Jeśli życie we wspólnocie może być pokutą, to tym bardziej takie. Jezus też był sam na krzyżu”.

Szczególnej samotności dozna pięć lat później, po wydaniu „Humanae vitae”, gdy niewielu będzie go bronić.

Zasługi Pawła VI można wymieniać długo. To pierwszy papież, który rozpoczął pielgrzymki po świecie (odbył ich dziewięć). Właśnie podczas jednej z nich, 27 listopada 1970 roku w Manili na Filipinach, rzucił się na niego zamachowiec z nożem w ręku. Od tragedii uchroniła papieża czujność towarzyszącego mu biskupa Paula Marcinkusa, który powalił zamachowca na ziemię, uderzywszy kolanem w czułe dla mężczyzny miejsce.

Paweł VI zrezygnował z tiary, choć jeszcze nią został koronowany, uprościł etykietę, pozbawił papiestwo odwiecznego przepychu, a dwór papieski zamienił w dom papieża, likwidując liczne rażące dzisiaj dziwacznością tytuły nadawane arystokratom związanym z Watykanem.

Największym jego dziełem było dokończenie Vaticanum II i późniejsze przeprowadzenie reformy liturgicznej. Paweł VI utworzył Synod Biskupów, zreformował Kurię Rzymską, przekształcając Święte Oficjum w Kongregację Nauki Wiary i nadając naczelne prerogatywy w Kurii Sekretariatowi Stanu.

Kolejnym wielkim zadaniem pozostawionym przez Sobór Kościołowi – oprócz reformy liturgii – w jakie szczególnie zaangażował się Paweł VI, było dzieło jedności chrześcijan. Zachwyceni ekumeniczną otwartością Jana Pawła II i Franciszka, zapominamy, że żaden z tych papieży nie wykonał gestu na miarę Pawła VI. Chodzi o wydarzenie z 14 grudnia 1975 roku, kiedy to pod koniec mszy w Kaplicy Sykstyńskiej papież runął na kolana przed prawosławnym metropolitą Melitonem, przedstawicielem patriarchatu ekumenicznego Konstantynopola, i ucałował jego stopy.

Wspomnianą mszę celebrowano w dziesiątą rocznicę historycznego wydarzenia, którego jednym z dwóch głównych aktorów był Paweł VI. Było to odwołanie po dziewięciu wiekach wzajemnych anatem między Kościołem rzymskokatolickim a Kościołem prawosławnym. Aktu tego dokonano równocześnie 7 grudnia 1965 roku: w Rzymie w obecności Pawła VI, podczas kończącego się Soboru Watykańskiego II z udziałem delegacji Patriarchatu Ekumenicznego, i w Fanarze (dzielnicy Stambułu, czyli dawnego Konstantynopola) z udziałem przedstawicieli papieża, w obecności patriarchy ekumenicznego Atenagorasa I. Wcześniej, 5 stycznia 1964 roku, doszło do historycznego spotkania papieża z patriarchą Atenagorasem I na Górze Oliwnej w Jerozolimie. Te dwa wydarzenia otworzyły nowy rozdział w relacjach katolicko-prawosławnych.

Paweł VI zapoczątkował także dialog teologiczny z Kościołami protestanckimi. Jako pierwszy papież 10 czerwca 1969 roku odwiedził w Genewie siedzibę największej organizacji ekumenicznej, czyli Światowej Rady Kościołów, skupiającej obecnie trzysta pięćdziesiąt wspólnot o tradycji prawosławnej, protestanckiej i starokatolickiej.

Odpoczynek nie dla papieża

W opublikowanym przez Znak zbiorze korespondencji znajdziemy listy poufne dotyczące nominacji biskupich oraz innych wewnętrznych spraw Kościoła, na przykład celibatu, ale największe zainteresowanie mediów włoskich – a tak będzie chyba i u nas – wzbudziły dwa listy, w których Paweł VI pisze o możliwości ustąpienia z urzędu. Pochodzą one z 2 maja 1965 roku, kiedy papież cieszył się dobrym zdrowiem i trwał jeszcze Sobór Watykański II. Papież deklaruje, że przekaże swój urząd „w przypadku choroby uważanej za nieuleczalną albo długotrwałą, która nie pozwoli nam skutecznie pełnić funkcji związanych z naszą apostolską posługą; albo w przypadku innej poważnej i przedłużającej się przeciwności, która będzie jednocześnie przeszkodą”. W którejś z tych sytuacji urząd biskupa Rzymu miał przejąć dziekan Kolegium Kardynalskiego. Można przypuszczać, że Paweł VI poczynił ten zapis, mając na uwadze różne przypadki z historii papiestwa. Na przykład Klemens XII (1730–1740) dwa lata po wyborze oślepł, a ostatnie dwa lata pontyfikatu przeleżał w łóżku złożony niemocą. Należy też wspomnieć o ekstremalnych zagrożeniach – na przykład Pius XII miał przygotowany akt rezygnacji na wypadek uwięzienia przez Niemców.

Zaledwie siedem miesięcy później, 9 grudnia 1965 roku, dzień po zakończeniu Soboru Watykańskiego II papież napisał: „Pokusa starości: odpocząć, cieszyć się wreszcie życiem, przynajmniej jego schyłkiem, po tym jak się nauczyło je poznawać. Ale nie dla sługi, sługi Chrystusowego, ten odpoczynek. Tym bardziej nie dla mnie, sługi sług Bożych”. I cytat z Ewangelii odnoszący się do Chrystusa: „Do końca ich umiłował”, który wyjaśnia wszystko.

W opublikowanej korespondencji Pawła VI nie znajdziemy ani cienia zawahania w pełnieniu posługi Piotra czy nawiązania do dwóch wspomnianych listów. Cała korespondencja Pawłowa zadaje kłam pogłoskom o jego przygotowaniu do emerytury i zamiarze spędzenia reszty życia w którymś z klasztorów, na przykład na Monte Cassino. Trwał na Stolicy Piotrowej także po ukończeniu osiemdziesiątego roku życia, schorowany, kiedy spekulowano o jego ustąpieniu.

Książka Znaku łamie także inne obiegowe opinie o Montinim, jak choćby rewelacje o jego konflikcie z Piusem XII, który miał go przenieść na stolicę arcybiskupią w Mediolanie, aby odsunąć go od Sekretariatu Stanu. Opublikowane listy arcybiskupa Ambrozjańskiej archidiecezji do papieża są tak pełne autentycznej wdzięczności, wierności i czułości, że nie mógł ich napisać ktoś skazany na zsyłkę.

Zresztą już jako papież Montini stosował wzorce podpatrzone u Piusa XII. Na sekretarza stanu mianował francuskiego kardynała Jeana Villota, niemającego istotnego wpływu na funkcjonowanie tej najważniejszej struktury Kurii Rzymskiej. Nowy papież dał w ten sposób do zrozumienia, że chce rządzić podobnie jak Pius XII, który sam był swoim sekretarzem stanu, jak zauważył profesor Andrea Ricardi.

W Mediolanie dał się poznać jako „arcybiskup robotników”, bliski ludziom. Kiedy jechał stamtąd na konklawe, które wybrało go na papieża, zabrał po drodze dwóch autostopowiczów. Zorientowawszy się, że nie mają lira przy duszy, wspomógł ich sowitym datkiem. Kiedy jeden z obdarowanych zapytał się, kim jest ich ofiarodawca, odpowiedział: „Człowiekiem, który potrzebuje modlitwy”. Tajemnica wyszła na jaw, kiedy kilka dni później autostopowicze zobaczyli w telewizji twarz nowego papieża.

Ostro z Lefebvre’em

Korespondencja Pawła VI przeczy także opiniom niektórych publicystów o chwiejnym charakterze papieża, z trudem stającego do konfrontacji ze zmieniającym się światem. Nawiasem mówiąc, nie tak pojmował swoją rolę, nie uważał się za „wojownika” ani „ratownika” Kościoła. Tak pisał we wspomnianym liście z 9 grudnia 1965 roku: „Może Pan powołał mnie i mnie trzyma na tej służbie nie dlatego, że mam ku temu predyspozycje ani nie po to, bym rządził i ratował Kościół w jego obecnych trudnościach, ale abym coś mógł wycierpieć za Kościół. Niech będzie jasne, że On, nie kto inny, Kościół prowadzi i zbawia”. Jakże w tym był podobny do Jana Pawła II.

O zdecydowaniu, wręcz bezkompromisowości Pawła VI w sprawach zasadniczych świadczy jego rozmowa z arcybiskupem Marcelem Lefebvre’em, kontestującym w znacznej części nauczanie Soboru Watykańskiego II i „próbującego zdyskredytować autorytet Kościoła w imię Tradycji”. To papież był w niej stroną dominującą, to papież przedstawiał argumenty nie do zbicia, a hierarcha tradycjonalista próbował się nieśmiało bronić. Czytając zapis tej rozmowy, łatwo sobie wyobrazić stanowczego papieża i potulnego arcybiskupa, który w mediach i wystąpieniach publicznych bezpardonowo atakował Pawła VI, a teraz w jego obecności położył uszy po sobie.

Papież powiedział Lefebvre’owi bez ogródek: „Gdyby prawdą było stwierdzenie Waszej Ekscelencji, musiałbym ustąpić, a Wasza Ekscelencja powinien zająć moje miejsce”. Dalej wyrzucał zbuntowanemu hierarsze: „Ksiądz uznał Papieża za osobę niewierną Wierze, której jest najwyższym gwarantem. Coś takiego być może zdarza się po raz pierwszy w historii. Ksiądz powiedział całemu światu, że Papież nie ma wiary, że nie wierzy, że jest modernistą i tak dalej. Tak, muszę zachować pokorę. Ale Ksiądz znalazł się w straszliwej sytuacji. Dokonuje najcięższych czynów w obliczu całego świata”.

Papież zapewnił przy tym, że czeka na powrót arcybiskupa do jedności z Kościołem – z otwartym sercem, z rozpostartymi ramionami gotowymi do uścisku. Już dla tej nie pozbawionej dramaturgii rozmowy warto przeczytać książkę Znaku, w której Paweł VI jawi się nam jako człowiek zdecydowany, twardo broniący swoich racji, świadomy wagi swego urzędu.

W listach nie ma mowy o kuluarach rozmów ze zbuntowanym arcybiskupem. Wiadomo skądinąd, że do spotkania 11 września 1968 roku doszło po trzech listach Pawła VI do założyciela Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X i kilku wizytach jego delegatów w siedzibie Lefebvre’a w Écône. Kiedy kompromis okazał się niemożliwy, w 1975 roku papież zasuspendował arcybiskupa.

Z opublikowanych tekstów papieża nie dowiemy się, jak wielkim dramatem było dla niego rozbicie jedności Kościoła wskutek schizmy arcybiskupa Lefebvre’a. Paweł VI w rozmowie ze swym przyjacielem francuskim filozofem Jeanem Guittonem wyznał, że sprawa Lefebvre’a to „pierwszy prawdziwy krzyż jego pontyfikatu”. A słowa te wypowiedział osiem lat po opublikowaniu encykliki „Humanae vitae”, która przysporzyła mu wielu wrogów.

Właśnie ta encyklika została bardziej zapamiętana niż inne autorstwa tego papieża, w tym programowa „Ecclesiam suam”. Szokiem dla Pawła VI była skala opozycji i kontestacji w łonie samego Kościoła.

Odwaga Pawła VI

Tytułowa odwaga odnosi się głównie do dokumentu, w którym papież z bezkompromisowym nauczaniem pro life i zdecydowanym zanegowaniem antykoncepcji szedł przeciwko silnym tendencjom światowym. Encyklika „Humanae vitae” - „O zasadach moralnych w dziedzinie przekazywania życia ludzkiego” - ukazała się tuż po studenckiej rewolcie 1968 roku, która zaburzyła dotychczasową hierarchię wartości, odrzuciła tradycyjny model społeczny i zanegowała autorytet rodziny, szkoły i Kościoła. Jednym z jej głównych przejawów była rewolucja seksualna. W duchu hasła rewolty „zabrania się zabraniać” zwalczano wszystko, co ogranicza swobodę człowieka. Propagowano „wolną miłość”, życie w związkach nieformalnych, antykoncepcję, domagano się powszechnego dostępu do aborcji.

W USA rozpoczęto produkcję antykoncepcyjnej pigułki hormonalnej na masową skalę przynoszącą olbrzymie profity, ONZ ostrzegała przed katastrofą demograficzną, uruchomiono programy kontroli urodzin, gdzie jedną z metod była sterylizacja kobiet. Papież ze swoją encykliką, rzucając na szalę własny autorytet moralny, wydawał się bez szans wobec tych rosnących tendencji, którym uległa też część katolików, tym bardziej że został pozbawiony naturalnego wsparcia ze strony wielu Kościołów lokalnych.

„Humanae vitae” – najogólniej mówiąc – przedstawia wizję odpowiedzialnego rodzicielstwa w odniesieniu do metod naturalnych. Broni życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Zabrania katolikom stosowania środków antykoncepcyjnych, proponując naturalną regulację poczęć.

„Należy obawiać się – tłumaczył Paweł VI w encyklice – że mężczyźni, przyzwyczaiwszy się do stosowania praktyk antykoncepcyjnych, zatracą szacunek dla kobiet i lekceważąc ich psychofizyczną równowagę, sprowadzą do roli narzędzia służącego zaspokajaniu swojej egoistycznej żądzy”. Tymczasem w wielu kręgach katolickich na Zachodzie rozbudzono oczekiwania, że papież zezwoli na antykoncepcję. Tym bardziej, że do mediów przeciekł tak zwany raport większości, tej części komisji papieskiej pracującej nad encykliką, która dopuszczała stosowanie środków zapobiegających poczęciu, pod warunkiem że para małżeńska otwarta jest na dzieci. Paweł VI mimo nacisków – i tu objawiła się po raz kolejny jego odwaga – opowiedział się jednak za raportem mniejszości, wedle którego używanie środków antykoncepcyjnych gwałci prawo naturalne.

Po wycieku raportu większości Paweł VI zwrócił się do arcybiskupa krakowskiego Karola Wojtyły o wsparcie merytoryczne, które rozszerzyłoby skalę argumentów za tradycyjnym nauczaniem Kościoła w kwestii regulacji urodzin. Arcybiskup Wojtyła powołał własną komisję, której opracowanie zostało przesłane do Rzymu. Znaczna jego część znalazła odzwierciedlenie w encyklice Pawła VI, jak choćby cytowane powyżej zdanie o sprowadzeniu kobiety do roli narzędzia.

Ksiądz doktor Paweł Gałuszka, autor książki „Karol Wojtyła i «Humanae vitae»” zwraca uwagę na jedną z tez metropolity krakowskiego, według której antykoncepcja jest formą przemocy mężczyzny nad kobietą.

Dzień przed podpisaniem encykliki papież chodził nerwowo po pałacu apostolskim. Zdawał sobie sprawę, że dokument stanie się „znakiem sprzeciwu”, dlatego braci w biskupstwie wręcz błagał w encyklice o solidarność: „Zaklinam was, Bracia, na imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, odzywajcie się wszyscy w tym samym Duchu! Niech nie będzie wśród was rozdwojenia! Żyjcie w harmonii, w jednym duchu i w jednej myśli”.

Ten apel na niewiele się zdał. W papieża uderzyła potężna fala krytyki, przez którą – w mediach – nie zdołały się przebić głosy poparcia.

Biograf Pawła VI Maciej Wrzeszcz tłumaczy to tak: „Uczucie zawodu, jakiego doznało wielu katolików oczekujących na niemal pewną – jak sądzili – liberalizację stanowiska Kościoła, stało się materią zapalną, która wywołała eksplozję wszystkich innych, dotychczas często ukrytych, objawów kryzysu czy niezadowolenia”.

Głosy zdecydowanego protestu przeciwko papieżowi podniosły się w Niemczech, Austrii, Francji, Holandii, Belgii, Danii, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, a nawet we Włoszech. Ostro krytykowano encyklikę w USA i Kanadzie, w mniejszym stopniu w Ameryce Południowej.

Ton atakom na Pawła VI nadawały Niemcy, gdzie nawet znaczna część biskupów utrzymywała, że „Humanae vitae” to przejaw błędnego nauczania papieża, a zawarta w niej wykładnia o regulacji poczęć nie ma mocy obowiązującej dla katolików. Zarzucano papieżowi nieznajomość potrzeb współczesnego człowieka i lekceważenie badań współczesnej nauki. W RFN sześciuset księży podpisało list do przewodniczącego Konferencji Episkopatu kardynała Juliusa Döpfnera (była za dopuszczeniem środków antykoncepcyjnych), wzywający biskupów, by się sprzeciwiali wskazaniom encykliki dotyczącym regulacji poczęć. Podczas 82. Katholikentagu, zjazdu katolików niemieckich, sto tysięcy ludzi protestowało przeciw tezom encykliki, a nawet domagało się ustąpienia papieża.

Sam Papież po fali ataków wyznał, że przysporzyły mu one wiele cierpień. Jednak na krytykę odpowiadał spokojnie. W książce Czas odwagi możemy przeczytać: „Wiemy, że jest wiele osób nie zgadzających się z naszym nauczaniem, niemało z nich nawet mu się sprzeciwia. Możemy w pewnym sensie zrozumieć taki brak zgody, a nawet sprzeciw. Nasze słowo nie jest łatwe, nie jest zgodne z wzorcem zachowania, jaki dziś się niestety szerzy jako wygodny i na pozór korzystny dla miłości i rodzinnej równowagi. Chcemy teraz przypomnieć, że norma przez nas potwierdzona nie jest nasza, ale jest norma właściwą samej strukturze życia, miłości i godności ludzkiej, a zatem wynika z Prawa Bożego”.

Kościół w dobie kryzysu

Brutalne ataki na papieża – opisywane w „Czasie odwagi” – powtórzą się siedem lat później, gdy Kongregacja Nauki Wiary wyda „Deklarację o niektórych aspektach etyki seksualnej” (Persona humana). Tym razem jednak ataki nie pochodziły z wnętrza Kościoła. W Brescii, rodzinnym mieście Pawła VI, grupa młodych feministek spaliła publicznie kukłę papieża, a w Mediolanie grupa rozwydrzonych ludzi wtargnęła do jego niedawnej katedry.

To jednak było nic w porównaniu z artykułem „Il Tempo” – z obsceniczną karykaturą Pawła VI na okładce – w którym pisarz Roger Peyrefitte zarzucił papieżowi homoseksualizm. Paweł VI odpowiedział na te zarzuty przed modlitwą na Anioł Pański 4 kwietnia 1976 roku, a treść tego wystąpienia można przeczytać w książce Znaku.

Czytając listy Pawła VI, można odnieść wrażenie, że ster łodzi Kościoła w latach 1963–1978 tkwił w pewnych rękach, prowadzony odważnie przez wzburzone fale. Jeszcze do dziś różni publicyści i teologowie obarczają Pawła VI winą za posoborowy kryzys. To za jego pontyfikatu pojawiły się masowe odejścia księży, zanotowano radykalny spadek powołań kapłańskich i zakonnych oraz nasiliły się tendencje liberalizujące nauczanie Kościoła, zwłaszcza w zakresie etyki seksualnej.

Czy te zjawiska nie miałyby tak silnego natężenia, gdyby zamiast Pawła VI ster łodzi Piotrowej dzierżył inny papież, o większej charyzmie? Trudno powiedzieć. W każdym razie nie można winić za ówczesny kryzys tylko jego. To cały Kościół, zwłaszcza na Zachodzie, zdawał się ulegać wpływom i naporowi laickiego świata, który pouczał go, jaki powinien być.

Przyczyny kryzysu dostrzegał w samym Kościele. W rozdziale o skandalach czytamy: „Czasem cierpienie wewnętrzne Kościoła, wywołane przez jego synów – przez doktrynalne wypaczenia, skandale moralne, dyscyplinarne wyrachowanie – jest bardziej dotkliwe niż to spowodowane trudnościami zewnętrznymi”.

Grzegorz Polak - publicysta „Niedzieli”, kierownik działu merytorycznego Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego w Warszawie.

Grzegorz Polak, maj / Kraków

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama