To przerażające, ile osób jest uwikłanych w aborcję

Przerażające jest to, co widzimy w ostatnich dniach na ulicach - ile osób jest uwikłanych w aborcję. Może nie przez czyny bezpośrednie, ale także poprzez nieme przyzwolenie na nią, obojętność czy znieczuloną postawę serca - mówił ks. Tomasz Kancelarczyk, prezes Fundacji Małych Stópek.


Łukasz Kaczyński (KAI): Cieszy się ksiądz z wyroku Trybunału?

Ks. Tomasz Kancelarczyk: Tak, bo nigdy nie rozumiałem, dlaczego istnieje w konstytucji zapis, który chroni życie od poczęcia, a jednocześnie równolegle działa kompromis aborcyjny. To, co się stało pod względem prawnym, to odważne zmierzenie się z prawdą i zauważenie, że życie ludzkie, także chore, wymaga szacunku i obrony.

Nie da się ukryć, że istnienie kompromisu aborcyjnego przyczyniło się do zmiany mentalności ludzkiej w niedobrą stronę. Jeśli coś w prawie nie jest zakazane, to często następuje coraz większe rozluźnienie w tym zakresie. Tak było i w przypadku przesłanki eugenicznej - na początku XXI wieku aborcji z przesłanek eugenicznych w Polsce nie było więcej niż 100. Później już nikt nie przejmował się, aby zabijać setki nienarodzonych chorych dzieci, na przykład z zespołem Downa. Istniało więc ryzyko, że w dobie takiego myślenia, prawo aborcyjne zostanie poszerzone. Ta decyzja to zahamowała, przynajmniej na ten moment.

Po ogłoszeniu wyroku nastąpiła wielka eskalacja negatywnych reakcji i często zachowań agresywnych, także w kierunku Kościoła, w części społeczeństwa. Spodziewał się ksiądz tego?

Trochę tak, gdyż przy jakichkolwiek dyskusjach związanych z tematem aborcji nastroje społeczne są bardzo różne i dochodziło już do podobnych strajków. Dziwi mnie jednak to, że nawet władze samorządowe namawiały, by nie przychodzić do pracy, ale właśnie udać się na protest. Zaskoczony jestem również tym, że część protestujących atakuje bezpośrednio kościoły i modlących się w nich ludzi wierzących. Być może wynika to z tego, że Kościół zawsze głosił obronę życia od poczęcia aż do śmierci i w ten sposób teraz szatan demonstruje swoją niechęć do zmian, które po decyzji trybunału nastąpią. On nienawidzi życia i zawsze chce go unicestwić. I nie chodzi tu tylko o życie nienarodzone, ale o życie tych, którzy biorą udział w zabijaniu - mężczyźni opuszczający kobiety w ciąży, rodzina, która nastaje na aborcję, wszyscy promujący aborcję.

Przerażające jest to, co widzimy w ostatnich dniach na ulicach - ile osób jest uwikłanych w aborcję. Może nie przez czyny bezpośrednie, ale także poprzez nieme przyzwolenie na nią, obojętność czy znieczuloną postawę serca, które być może wynikają właśnie z tego, że kompromis aborcyjny związany z zabijaniem dzieci z podejrzeniem ciężkich wad wrodzonych istniał w Polsce przez tyle lat.

Czy ten kompromis był rzeczywiście taki zły? Ktoś może powiedzieć, że przecież aborcji z powodów eugenicznych dokonano nieco ponad 1000 w ubiegłym roku.

Myślę, że zmiany, które nastąpiły, mogą doprowadzić do tego, że będziemy mieć czyste sumienie i że poprawi się jakość naszego narodu. Oczywiście, że możemy być społeczeństwem bardzo bogatym i spokojnym, gdyż z roku na rok będziemy się pozbywać coraz większej liczby osób niepełnosprawnych czy chorych, które stanowią obciążenie dla społeczeństwa, ale czy o to naprawdę chodzi w człowieczeństwie? Zresztą można było zobaczyć bardzo wyraźny paradoks. Ostatnie lata to wiele akcji przełamujących bariery dla niepełnosprawnych - tak mentalne, jak fizyczne. To także ustanawianie praw, które gwarantują takim osobom zatrudnienie. By nie wspomnieć już o inicjatywie ubierania różnych kolorowych skarpetek w marcu z okazji Światowego Dnia Zespołu Downa. Ale jak się to ma do tego, że teraz ludzie wychodzą na ulice, a ich czyny w zasadzie są okrzykami: „Nie chcemy niepełnosprawnych w naszym społeczeństwie”? Bo sądzę, że niewiele osób, które teraz demonstruje spodziewa się dziecka z postawioną diagnozą ciężkiej wady wrodzonej. Ale myślę, że wielu z nich boi się przyjąć do środowiska osoby, które będą generować konieczność zajęcia się nimi.

Nie można jednak pominąć tego, że ciąża ze zdiagnozowaną ciężką chorobą dziecka, a później jego wychowanie, to ogromne obciążenie i niekiedy wręcz heroizm.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób może być to życiowy dramat. Ale w tym miejscu jest właśnie miejsce na kolejne działania obrońców życia, państwa oraz w zasadzie całego społeczeństwa. Podejmowanie szybkich i konkretnych form pomocy, wspierających matki i ojców w czasie takiej ciąży i po porodzie, by nigdy nie zostali sami z wyzwaniami związanymi z opieką nad chorym dzieckiem. Ten wyrok to nie tylko milowy krok w ochronie życia poczętego. Powinien nas on również zmobilizować do działań pomocowych na rzecz osób niepełnosprawnych i ich rodzin. Traktuję go więc zadaniowo i dobrze, by było gdyby coraz więcej jednostek pozarządowych, jak i rządowych zintensyfikowało swoje działania w tym zakresie.

Słyszy się też głosy, że bez przerwania ciąży dzieci z wadami rozwojowymi, które prowadzą do śmierci przed czy tuż po porodzie, cierpią niepotrzebnie i jest to bestialstwo zarówno względem nich, jak i rodziców, którzy muszą na to patrzeć.

Myślę, że wiele osób mówi tak, bo ma ustanowioną strefę komfortu, której nie chcą sobie zaburzać. Jako przykład wyjątkowej postawy w trosce o dzieci, także chore, podam tutaj Klarę Carbello Petrillo, Włoszkę, która urodziła dwójkę niepełnosprawnych dzieci - jedno z bezmózgowiem, które zmarło godzinę po porodzie, drugie z poważnymi wadami wrodzonymi, które także zmarło po urodzeniu. To, co ważne, ona zdecydowała się ze swoim mężem na to, gdyż nie chcieli wspominać swojego rozstania z dzieckiem jako strasznego zabiegu aborcji, ale jako chwile przepełnione miłością i godne człowieka.

O takim postrzeganiu sytuacji ciąży z chorym dzieckiem przypomina również ten wyrok. To wymaga niezwykłej dojrzałości, ale pokazuje tak naprawdę czym jest człowieczeństwo i niezwykła relacja rodziców z dzieckiem, którzy potrafią mu okazać miłość nawet przez kilka chwil, biorąc ciężar tej sytuacji na siebie, a nie uciekać od niej poprzez morderczy zabieg.

Nie obawia się ksiądz, że obecna sytuacja w kraju spowoduje, że rządzący albo ich następcy nie tyle nie utrzymają istniejącego przez tyle lat kompromisu aborcyjnego, a na skutek nacisków protestujących, rozszerzą prawo aborcyjne?

Często przy różnego rodzaju projektach związanych z ochroną życia nienarodzonego towarzyszy mi obawa, że może przyjść coś gorszego. Mam wrażenie, że nikt oglądając film „Szeregowiec Ryan” nie neguje tego, że tak wielu żołnierzy poniosło śmierć, by ochronić jednego człowieka. Sądzę, że tak, jak w tym filmie jest ukazane niezwykłe człowieczeństwo, tak i objawia się ono najmocniej, kiedy stajemy w obronie najsłabszych, często ponosząc największe ofiary. A takimi są właśnie dzieci nienarodzone, zwłaszcza chore.

Nie wiem, co się stanie w przyszłości, ale jestem pewny, że stawka jest na tyle wysoka, że trzeba było ponieść to ryzyko obrony nienarodzonych chorych dzieci. Sądzę, że aktualnie najbardziej istotne jest to, by nie zmarnować tej przestrzeni, którą otworzyła decyzja Trybunału Konstytucyjnego. Dlatego nie świętujmy, jeśli zgadzamy się z tą decyzją, ale zakaszmy rękawy i pokażmy, że umiemy nieść Ewangelię życia w swoich środowiskach. Że potrafimy na co dzień wyjść do osób, które są potrzebujące, gdyż borykają się z niepełnosprawnościami - czy to swoimi czy swoich dzieci. Starajmy się nie tylko głosić obronę życia, ale realnie wspierać później jego rozwój wszędzie tam, gdzie takiej pomocy potrzeba. To zadanie nie tylko państwa czy organizacji pozarządowych, ale całego społeczeństwa, nawet tych, którzy wykrzykują teraz na ulicach wulgarne hasła, bo być może kiedyś wszyscy zrozumiemy, że życie jest wartością nadrzędną i osoby chore nic nam nie zabierają, a potrafią nas nauczyć wielu rzeczy i są naprawdę potrzebne.

Rozmawiał Łukasz Kaczyński / Kraków

« 1 »

reklama

reklama

reklama