Oblat o misji w Algierii

W Nadzwyczajnym Miesiącu Misyjny o. Sebastian Łuszczki, oblat Maryi Niepokalanej, podzielił się swoim doświadczeniem misji w Algierii. Publikujemy jego świadectwo.

W nawiązaniu do obchodzonego właśnie w Kościele Nadzwyczajnego Miesiąca Misyjnego chciałbym podzielić się swoim doświadczeniem “nadzwyczajnego roku misyjnego“, który dane mi było spędzić w Północnej Afryce na terytorium Zachodniej Sahary. Działo się to w roku 2005, a więc dosyć dawno temu, ale naznaczyło mocno moją późniejszą i obecną posługę kapłańską i misyjną.

4 misjonarzy oblatów (3 Hiszpanów i ja) tworzyliśmy wspólnotę zakonną w świecie islamu na zachodnich krańcach Sahary, pomiędzy Maroko i Mauretanią. Mieszkaliśmy w mieście Laayoune, ok. 20 km od wybrzeża Atlantyku, a więc pustynny klimat był w miarę znośny. Była to wspólnota apostolska, jak życzył sobie nasz założyciel św. Eugeniusz de Mazenod. Życie tej wspólnoty było bardzo proste i ubogie; w jego centrum była modlitwa i wspólnotowa Eucharystia każdego dnia. Raz w miesiącu któryś z nas udawał się do Dakhla (550 km na południe), gdzie był kościół “filialny”, aby sprawować tam mszę świętą i odwiedzić kilku katolików, którzy tam mieszkali lub pracowali czasowo.

W całym kraju mieszkało zaledwie 150 chrześcijan, z których 100 było katolikami i tylko 30 mieszkało tam na stałe. Pozostali byli członkami MINURSO, misji pokojowej ONZ i przebywali tam na rocznych kontraktach. W Eucharystii niedzielnej uczestniczyło ok. 20-30 osób – wszystkie rasy, języki i kolory skóry. Ci nasi nieliczni “parafianie w błękitnych hełmach”, jak ich nazywaliśmy, pochodzili z Azji, Afryki subsaharyjskiej, Libanu, Europy i obu Ameryk. Prawdziwe zesłanie Ducha Świętego, jak w Dziejach Apostolskich!

Nasza praca, zajęcia codzienne? Kościół naucza, że: w sytuacjach, kiedy nie można wprost głosić Ewangelii, misjonarze powinni dawać świadectwo miłości i wolności w Chrystusie; z cierpliwością, rozwagą i wielką ufnością, aby w ten sposób przygotować drogi dla Pana i w jakiś sposób Go uobecniać (por. Ad gentes, 6).

Słowa te dokładnie odzwierciedlają sytuację naszej misji na Saharze, w samym środku świata muzułmańskiego (jak w Algierii, gdzie też dotarli oblaci w czasach św. Eugeniusza). To miejsce, gdzie nie można było oczekiwać ani nawet spodziewać się nawróceń na wiarę w Chrystusa; to bardziej misja obecności i dialogu, ukrytego i cichego trwania. Nie zrażało nas to specjalnie, skoro sam Jezus żył w ukryciu przez 30 lat w Nazarecie. Na Saharze, jak w większości krajów muzułmańskich, istnieje prawo zakazujące prozelityzmu religijnego (nie na islam, oczywiście), ale papież Jan Paweł II wyraził swoją wolę, aby Kościół katolicki był tam obecny i nie opuszczał takich trudnych miejsc. Zostaliśmy więc…

Ważną częścią naszej misji był dialog międzyreligijny z muzułmanami. Związek między nami był budowany na wierze w jednego Boga, a więc na tym, co łączyło. Bo wszystko inne niestety nas różniło… Ten dialog przejawiał się w zwykłych spotkaniach i rozmowach z ludźmi na ulicy czy na targu, też odwiedzinach rodzin naszych przyjaciół – muzułmanów. To była nasza “ambona, konfesjonał i salka katechetyczna”. Mogliśmy wtedy dawać świadectwo naszego życia chrześcijańskiego i przybliżać im kulturę, nie tyle zachodnią, co bardziej chrześcijańską. O żadnych propozycjach zmiany religii, chrztu czy przyjścia do kościoła oczywiście nie było mowy. Konstytucja państwowa za zdradę islamu przewidywała karę śmierci.

Ludzie tutaj są bardzo wrażliwi na sprawy religijne, nie lubią Kościoła, instytucji Kościoła. Są bardzo czuli na punkcie swojej wolności i nie lubią żadnej formy kierowania ich życiem (jest to konsekwencja opresji komunistycznej w naszej historii), szczególnie w tych czasach, w obliczu przypadków nadużyć seksualnych i innych złych rzeczy, które kojarzą się z Kościołem. Ale oblaci są specjalistami od najtrudniejszych misji. Dlatego zdecydowali się zrobić to także w tym ciężkim momencie historii – tłumaczy Zuzana.

Nasza misja pomiędzy muzułmanami miała swój najgłębszy wyraz w modlitwie. Publiczne wezwanie do modlitwy przez głośniki w meczetach 5 razy dziennie było też wezwaniem dla nas, aby zostawić codzienne zajęcia i przyjść do Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie. Nasz przełożony o. Acacio Valbuena OMI, Prefekt Apostolski Sahary, uwrażliwiał nas, aby w każdej modlitwie akcentować słowa: przez Chrystusa Pana naszego.

Jest w tym coś głębszego – mawiał. Trzeba nam być tutaj; trzeba utrzymać obecność Chrystusa pomiędzy tymi ludźmi, którzy mimo wszystko czują respekt i podziw dla naszej religii, dla Chrystusa jako proroka i dla Maryi, którą otaczają specjalną czcią. I jeśli nawet nasi bracia muzułmanie nie znają jeszcze całej Prawdy, nadejdzie dla nich taki dzień, kiedy odnajdą ukrytą perłę, jak w przypowieści ewangelicznej. Kiedy i jak to się stanie? Nie wiemy. Na razie żyjemy na tym skrawku pustyni z pasją i nadzieją na przyszłość… o. Sebastian Łuszczki OMI

Źródło: oblaci.pl / Biuletyn CIZ

« 1 »

reklama

reklama