Klasa średnia – segment rynku albo fenomen społeczny

W Polsce od wielu lat podział społeczeństwa na klasy traktowany jest jako instrument segmentacji rynku. Służy on przede wszystkim celom marketingowym. Drugą grupę stanowią podmioty zainteresowane przeprowadzaniem akcji, które mają na celu pozyskiwanie wsparcia oraz angażowania największej liczby uczestników.

Z tego punktu widzenia, taka segmentacja służy również marketingowi politycznemu. Nadużywany w przestrzeni publicznej termin „klasa średnia”, dość rzadko odnosi się do stratyfikacji społecznej, a więc różnic w dostępie do cenionych społecznie celów: bogactwa, władzy, prestiżu, wykształcenia i zdrowia. Pojęcie „klasa społeczna” wprowadził do nauki Hegel. Według niego społeczeństwo dzieli się na klasę rolniczą, przemysłową i myślącą.

Od Hegla do OECD

Koncepcję Hegla rozwinął Marks, definiując klasę społeczną jako pojęcie socjologiczno-ekonomiczne. Według jego teorii struktura klasowa społeczeństwa określonego typu składa się przede wszystkim z dwu antagonistycznie usytuowanych klas społecznych – właścicieli środków produkcji oraz proletariatu. Max Weber dokonał trzystopniowego podziału klasowego na klasy własności, klasy zawodowo-dochodowe (od przemysłowców do pracowników najemnych) i klasy społeczne (zbliżone do stanów). Natomiast Lenin definiował klasy społeczne jako „(…) takie grupy ludzi, z których jedna może żyć z pracy drugiej, jedna przywłaszcza sobie owoce pracy drugiej (…)”. 

W rozważaniach na temat różnych koncepcji klas społecznych istotnymi cechami położenia klasowego były zależności zachodzące między stosunkiem do środków produkcji, a świadomością społeczną danej klasy. Opisywały je takie czynniki jak szanse życiowe, styl życia, prestiż, organizacja pracy, podkultura klasowa, wysokość dochodów i ich rodzaj (płaca – zysk) oraz charakter pracy (umysłowa – fizyczna).

Uwarstwienie społeczne przestało być domeną socjologii. Stało się przedmiotem dociekań statystycznych, koncentrujących się głównie na analizie wielkości dochodów ściśle zdefiniowanych populacji. 

Bardzo popularny stał się podział społeczeństwa na 9 klas, który nawiązuje do koncepcji Lloyda Warnera. Wyróżnione są w nim podklasy klasy średniej: klasa średnia wyższa, klasa średnia właściwa, klasa średnia niższa. Współcześni badacze sprowadzają często segmentowanie populacji do trzech klas: niższej, średniej i wyższej.

OECD definiuje klasę średnią jako gospodarstwa domowe, których dochody mieszczą się w przedziale 75-200 procent mediany dochodów w danym kraju. 

Rozbieżności definicyjne i prekariat 

 „Pojęcie klasy średniej najczęściej odnosi się do osób ulokowanych pośrodku struktury społecznej. „Ani biedni, ani bogaci” – tak w dużym uproszczeniu o klasie średniej wypowiadają się niektórzy badacze [...]. Idąc tym tropem za członków klasy średniej, można by uznać osoby o średnim poziomie dochodów, średnim poziomie wykształcenia, wykonujące prace średniego szczebla. Jednak w polskim dyskursie publicznym zdania na temat kryterium decydującego o przynależności do klasy średniej są podzielone. Świadczy o tym częste charakteryzowanie klasy średniej przez posiadanie kredytu hipotecznego. Niektórzy zaś za jej członków uznają osoby najbogatsze o dochodach przekraczających kwotę progu podatkowego” – podaje Polski Instytut Ekonomiczny w raporcie „Klasa średnia w Polsce. Czy istnieje polski self-made man?” z września 2019 roku. Dla potrzeb tego opracowania autorzy przyjęli dwa sposoby definiowania klas społecznych. Pierwszy za podstawę przynależności do określonych klas opiera się na kryterium dochodowym, a drugi uwzględnia wykonywany zawód.

„Od początku transformacji wielkość polskiej klasy średniej utrzymuje się na stałym poziomie, równocześnie zmniejszyła się liczebność klasy niższej: w 1992 r. zaliczano do niej 41,3 proc. ogółu dorosłej ludności, a w 2016 r. 34,3 proc. Z kolei procentowy udział członków klasy wyższej zwiększył się dwukrotnie, z 7,8 proc. w 1992 r. do 14,4 proc. w 2016 r. Członkowie klasy średniej mają średni poziom aspiracji dochodowych. Oceniają, że kwota, która pozwoliłaby na swobodne zaspokojenie potrzeb rodziny to (średnio) 6600 zł netto miesięcznie (w przeliczeniu na członka rodziny), co stanowi kwotę średnio o 1900 zł wyższą niż średni dochód rodzin osób przynależących do tej kategorii (4700 zł). Najwyższy poziom aspiracji dochodowych mają członkowie klasy niższej. Oceniają, że dochód w wysokości 3700 zł netto miesięcznie pozwoliłby im swobodnie zaspokoić wszystkie potrzeby rodziny. Kwota ta ponad dwukrotnie przekracza całkowity średni dochód netto rodzin członków klasy niższej”. Tak opisuje polską klasę średnią Polski Instytut Ekonomiczny. Z raportu wynika, że uwzględniając kryterium dochodowe, czyli ekonomiczne w gronie osób w wieku 24-64 lata, do klasy średniej należy 11-12 mln osób, czyli ok. 54 proc. Polaków. 30 proc. obywateli należy do klasy niższej, a 16 proc. do klasy wyższej.

Jednak, jak podkreśla Bohdan Wyżnikiewicz, prezes Polskiego Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych w „Obserwatorze gospodarczym” z 19 września 2019 r.: „(…) klasę średnią tworzą w większości ludzie z wyższym wykształceniem, jednak nie jest to warunek konieczny. Oznacza to, że w skład klasy średniej wchodzą przedsiębiorcy, specjaliści z różnych dziedzin, urzędnicy państwowi wyższego szczebla, naukowcy i intelektualiści, artyści i sportowcy. W ten sposób zdefiniowana klasa średnia obejmowałaby w Polsce ok. 3 mln osób”.

Czyżby różnicę w tych szacunkach stanowił tzw. prekariat? Autorem tego neologizmu jest Guy Standing. Połączył on słowo „proletariat” oraz angielskie „precarious”, znaczące tyle, co niepewny. Prekariusze to ludzie, których kwalifikacje zawodowe są wyższe niż wykonywana przez nich praca. Są oni zatrudnieni na umowach cywilnoprawnych, a nie na etatach. Stale towarzyszy im niepewność związana z ryzykiem utraty źródła utrzymania. Nie mają oni prawa do gwarancji i świadczeń pracowniczych, które wynikają z regulacji kodeksowych, m.in.: prawa do zwolnienia lekarskiego i płatnego urlopu, wypłaty za okres wypowiedzenia, ściśle określonych godzin pracy, świadczeń socjalnych, ubezpieczenia zdrowotnego i emerytalnego. Część z prekariatu osiąga przyzwoite dochody i z pewnością uznawana jest za przedstawicieli klasy średniej, choć z drugiej strony brak stabilności finansowej oraz obciążenia wynikające z konieczności spłat rat kredytowych lub innych długów powodują, że ich dochody rozporządzalne są bardzo niskie.

Hiszpanka, Covid i Rewolucja 4.0

Rewolucja informacyjno-informatyczna zautomatyzuje większość procesów, zwłaszcza czynności powtarzalne, które łatwo zalgorytmizować. Doprowadzi do likwidacji, dotychczas typowych dla klasy średniej miejsc pracy oraz zaniku związanych z nimi zawodów. Skutkiem może być wyłonienie się nowej klasy społecznej – „ludzi zbędnych”. W kontekście rozwoju sztucznej inteligencji, automatyzacji i robotyzacji, rozpoczęła się dyskusja na temat tzw. bezwarunkowego dochodu gwarantowanego. Za sprawą głośnej książki Jeremy’ego Riffkina „Społeczeństwo zerowych kosztów krańcowych. Internet przedmiotów. Ekonomia współdzielenia. Zmierzch kapitalizmu”, wielu polityków zaczęło zastanawiać się nad zmianą podejścia do planowania rozwoju gospodarczego i społecznego. Ewentualne urzeczywistnienie prognoz filozofów może wpłynąć na ewolucję myślenia, dotyczącego zagadnień związanych ze stratyfikacją społeczną. Może też pociągnąć za sobą konsekwencje nie tylko ekonomiczne, ale również społeczne i polityczne. Wszak nie bez podstaw twierdzi się, że silna i liczna klasa średnia jest jedną z podstawowych gwarancji demokracji.

Polska jest dziś ogarnięta kolejną falą pandemii, gospodarka zmaga się ze skutkami lockdownów. Klasa średnia traci na pandemii najwięcej. Nie tylko z powodu ograniczeń działalności gospodarczej. Ze względu na to, że „średniacy” mają oszczędności, dużym niebezpieczeństwem jest rosnące ryzyko inflacyjne. Utrata wartości pieniądza uderza podatkiem inflacyjnym w każdego producenta i konsumenta, a zwłaszcza w grupę ludzi o średnich dochodach. Oznacza to zagrożenie dla całego systemu społeczno-gospodarczego. Dlatego kontrola procesów inflacyjnych stale powinna być w centrum uwagi. W tych okolicznościach oczekujemy na zaprezentowanie przez klasę polityczną programu odbudowy kraju po recesji. 

Warto zauważyć, że sto lat temu, u progu odzyskanej niepodległości na zarazę hiszpanki, według szacunkowych danych w latach 1918-1920 zmarło około 250 tys. naszych obywateli. Wtedy, w obliczu zarazy i walki o państwowe granice, politycy potrafili stworzyć takie mechanizmy gospodarcze, które sprzyjały powojennej odbudowie kraju oraz otwierały drogę do poprawy warunków życia dla wielu grup społecznych. Dziś pokładamy nadzieję, że propozycje zawarte w „Nowym Ładzie” nie tylko pozwolą zniwelować straty wywołane pandemią, ale również skierują polską gospodarkę na ścieżkę dynamicznego i opartego na nowoczesnych technologiach, wysokoefektywnego rozwoju. Towarzyszyć temu powinny rozwiązania podatkowe, wspierające rozwój klasy średniej zarówno w aspekcie jej liczebności, jak i poziomu zamożności. Konieczne będą nowe rozwiązania podatkowe. Mało kto dziś pamięta, że przed wybuchem wojny, obowiązywało w Polsce aż 80 progów podatkowych, a najniższy wynosił zaledwie 1 proc. 

Oczywiście wobec dzisiejszych dwóch progów podatkowych, przedwojenny system podatkowy wydaje się skomplikowaną wielością. Jednak, jeśli chcemy budować „nowy ład”, musimy wyrwać się także z obecnego paradygmatu fiskalnego, zaklętego w starych i nieodpowiadających już wyzwaniom przyszłości wzorcach. Oby polski „Nowy Ład” okazał się równie skuteczny, jak w latach trzydziestych ubiegłego wieku, amerykański „New Deal” prezydenta Franklina Delano Roosevelta.

« 1 »

reklama

reklama

reklama