Abp Polak: Prymas ważnym, a czasem jedynym zwornikiem jedności Polski

Faktem jest, że żaden z biskupów w Europie nie miał podobnych prerogatyw do tych jakie posiadał Prymas Polski - mówi KAI abp Wojciech Polak w wywiadzie poprzedzającym obchody 600-lecia Prymasostwa.

"Gniezno jest widomym znakiem ciągłości dziejów, historii i życia Kościoła w Polsce oraz duchowej jedności Polski z Europą" - mówi abp Polak. Tłumaczy, że misja św. Wojciecha jest wciąż aktualna. Jest jakże ważna, szczególnie w obliczu „pękającej” i narażonej coraz bardziej na wewnętrzne napięcia i kryzysy Europy.

Definiując rolę prymasa dziś, mówi, że "głos ten musi być głosem jednoczącym. Powinien ukazywać fundamenty, których nie wolno pomijać: dobro wspólne narodu, praworządność, zdolność do współpracy i przekraczanie partykularnego myślenia partyjnego".

A oto pełen tekst wywiadu KAI z abp. Wojciechem Polakiem, Prymasem Polski i metropolitą gnieźnieńskim:

KAI: Księże Prymasie, niebawem w uroczystość św. Wojciecha 23 kwietnia rozpoczną się zaplanowane na rok obchody 600-lecia Prymasostwa w Gnieźnie. Co sprawiło, że historia kościelnego urzędu prymasa tak mocno splotła się z dziejami całej Polski?

Abp Wojciech Polak: Faktem jest, że żaden z biskupów w Europie nie miał podobnych prerogatyw do tych, jakie posiadał Prymas Polski. U ich genezy leży pierwszeństwo metropolii gnieźnieńskiej wśród polskich diecezji. Gdy archidiecezja gnieźnieńska była jedyną metropolią obejmującą od roku 1000 całą Polskę, to pierwszeństwo Gniezna było oczywiste. Problem zaistniał, gdy w 1367 r. powstała druga kościelna metropolia w Haliczu, później przeniesiona do Lwowa.

Wówczas arcybiskup gnieźnieński - którym od 1412 r. był Mikołaj Trąba - na synodzie w Konstancji w 1417 r. wystarał się o przywilej nadający jemu i jego gnieźnieńskim następcom tytuł pierwszeństwa. Dowodem tego jest fakt, że abp Trąba został wymieniony w katalogu soboru zaraz po patriarchach, a przed innymi biskupami. Natomiast po raz pierwszy tytuł „Prymasa Polski” pojawia się kiedy w marcu 1418 r., użyła go kancelaria królewska. Potwierdził to sam król Władysław Jagiełło, kiedy tytułował w ten sposób arcybiskupa gnieźnieńskiego spotykając się z nim w Pobiedziskach w kilka miesięcy później.

Tytuł Prymasa Polski wiązał się początkowo z dwoma uprawnieniami: do koronacji królewskiej i zwierzchności jurysdykcyjnej w Kościele w Polsce, zarówno nad metropolią gnieźnieńską, jak i w pewnych wymiarach także lwowską. W tym sensie możemy prześledzić, że np. w rozstrzyganiu spornych spraw miedzy duchownymi z innych diecezji, a ich biskupami odwoływano się właśnie do Prymasa.

Kolejnym etapem w rozwoju znaczenia Prymasa Polski było udzielenie przez Rzym w 1515 r. prymasowi Janowi Łaskiemu tytułu „legata urodzonego” (legatus natus). Oznaczało to wzmocnienie jego zwierzchniej roli nad Kościołem w Polsce jako stałego legata papieskiego. Później pojawiali się w Polsce nuncjusze papiescy, ale nie było miedzy nimi, a prymasem jasnego podziału kompetencji. Niekiedy ze sobą konkurowali.

W papieskim dokumencie z 1515 r. zaznaczono, że Prymas Polski ma mieć takie same uprawnienia co arcybiskup Cantenbury. Stąd zapytano arcybiskupa Cantenbury, jakie ma uprawnienia. Było to m. in. prawo wizytowania biskupstw oraz zwoływania synodów prowincjalnych, czyli krajowych. Synody te służyły stanowieniu prawa, co było o tyle istotne, że nie istniał jeszcze Kodeks Prawa Kanonicznego obejmujący Kościół powszechny. Prymas odgrywał więc istotną rolę w stanowieniu prawa kościelnego na terenie Polski.

Do tego doszedł udział we władzy świeckiej związany z dworem królewskim. Prymasi byli namiestnikami królewskimi zastępującymi ich w czasie nieobecności w kraju, bądź po śmierci. Związana jest z tym funkcja "interrexa", co nastąpiło od czasu ustanowienia sejmu elekcyjnego. Pierwszym interrexem został prymas Jakub Uchański w latach 1573-73. W parlamencie prymas był pierwszym senatorem i przewodniczył obradom. W ten sposób mógł wpływać na losy państwa.

Od przełomu XV i XVI wieku rozpowszechniła się tytulatura: „Primas Regni Poloniae”. W tym czasie zaczyna mu przysługiwać tytuł „Primus princeps”. Ten ostatni zabrali dopiero Prusacy w czasie rozbiorów.

KAI: Czy prymasowi zawsze towarzyszyła purpura kardynalska?

- Nie. Tylko niektórzy z prymasów ją otrzymali, średnio co dziesiąty. Listę otwiera Fryderyk Jagiellończyk (1493–1503), ale to dlatego, że był wcześniej biskupem krakowskim. Następnie purpurę otrzymał Bernard Maciejowski (1605–1608), Kazimierz Florian Czartoryski (1673–1674), Michał Stefan Radziejowski (1687–1705), Mieczysław Ledóchowski (1866–1886) oraz wszyscy prymasi Polski odrodzonej, aż do kard. Glempa: Edmund Dalbor (1915–1926), August Hlond (1926-1948), Stefan Wyszyński (1948-1981) i Józef Glemp (1981-2009).

Warto zauważyć, że Prymasi Polski posiadają wciąż przywilej noszenia stroju kardynalskiego nawet wówczas, gdy nie są kardynałami. Nie podjął tej tradycji dopiero abp Józef Kowalczyk. Ja także z niej zrezygnowałem.

KAI: W okresie rozbiorów prymasom udawało się pełnić rolę jednoczącą Kościół za ziemiach polskich, podzielonych granicami rozbiorowymi?

- Prymasi zawsze, a szczególnie w najtrudniejszych okresach, starali się bronić jedności Kościoła na ziemiach polskich. Ale władze zaborcze, zwłaszcza pruskie, stopniowo ograniczały ich zwierzchnictwo. Prusy dążyły nie tylko do likwidacji godności prymasowskiej, ale również do unicestwienia arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. Były próby jego likwidacji i włączenia do nowo erygowanej diecezji poznańskiej. Ale nie udało się to dzięki oporowi kapituły gnieźnieńskiej oraz Stolicy Apostolskiej. Rola papieży w ocaleniu znaczenia prymasa i prymasostwa w Gnieźnie była olbrzymia. Prymas Polski był faktycznie jedynym symbolem jedności Kościoła na tych ziemiach i jedności Polski rozdzielonej granicami ustanowionymi przez zaborców.

Dlatego Rosjanie i Austriacy chcieli kreować konkurencyjnych i zależnych od siebie prymasów, np. Prymasa Królestwa Polskiego. Rosji się to udało, gdyż zostało zaakceptowane przez Stolicę Apostolską. Natomiast w zaborze austriackim cesarz Franciszek Józef próbował stworzyć tytuł Prymasa Galicji i Lodomerii, ale nigdy Rzym tego nie zatwierdził. Dostrzegał stricte polityczne motywy.

KAI: Rola prymasa odżyła po I wojnie światowej, choć okazało się, że jest ich dwóch. Wówczas stanęło pytanie: gdzie ma być prymas, w Warszawie czy w Gnieźnie?

- Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. na ziemiach polskich faktycznie było dwóch prymasów: arcybiskup warszawski kard. Aleksander Kakowski jako Prymas Królestwa Polskiego i Prymas Polski w osobie kard. Edmunda Dalbora, arcybiskupa gnieźnieńskiego.

Jednakże pod wpływem opinii dużej części biskupów, a zwłaszcza arcybiskupa lwowskiego Józefa Bilczewskiego i metropolity krakowskiego Adama Sapiehy, którzy opowiadali się za Gnieznem, kard. Kakowski przestał używać tytułu Prymasa Królestwa Polskiego. I to pomimo, że przysługiwał mu on do śmierci, co potwierdziła w 1924 r. Stolica Apostolska.

KAI: Jakie Prymas Polski miał wtedy uprawnienia?

- Kard. Edmund Dalbor zwoływał posiedzenia Episkopatu i im przewodniczył. Innych prerogatyw nie miał, gdyż Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 r. odebrał władzę prymasom i już wtedy w całej Europie stał się on tytułem honorowym bez uprawnień jurysdykcyjnych.

W Polsce natomiast kompetencje prymasa były większe. Wiązały się, jak choćby w przypadku kard. Augusta Hlonda, Prymasa Polski, z jego społecznym autorytetem. Chociaż zawsze miały miejsce delikatne naciski ze strony Stolicy Apostolskiej, aby przewodniczący Episkopatu był wybieralny, a nie zostawał nim automatycznie prymas. Nie naciskano jednak zbyt mocno. Stolica Apostolska przystawała na odmienne rozwiązanie, gdyż do scalenia Kościoła w Polsce po zaborach, niezbędny był prymas - jako zwornik jedności, posiadający też określone uprawnienia.

W tym czasie kwestii wybieralności przewodniczących Episkopatów nie określało prawo kanoniczne, gdyż instytucja konferencji episkopatów była świeża. Potrzeba ich istnienia pojawiła się dopiero w XIX wieku, kiedy zaczęły zamierać synody prowincjalne. Ale nad sposobem funkcjonowania konferencji biskupich Stolica Apostolska chciała mieć kontrolę, stąd wymagała zatwierdzenia ich statutów.

Znana jest historia, że kiedy prymas Wyszyński przedstawiał w Watykanie kolejny statut polskiego Episkopatu, gwarantujący jemu przewodnictwo Konferencji Episkopatu, urzędnik kongregacji powiedział ostro, że jest to niemożliwe. Kard. Wyszyński miał ponoć zdecydowanie odpowiedzieć: dopóki ja jestem prymasem, tak ma być!... i wyszedł. Wieczorem ten sam urzędnik przeprosił prymasa, a jego prerogatywy zostały ocalone. Tak więc, tradycja łączenia funkcji prymasa i przewodniczącego Episkopatu ostała się w Polsce aż do czasów prymasa Józefa Glempa.

KAI: A na czym dokładnie polegały inne specjalne pełnomocnictwa jakie otrzymał z Watykanu w 1945 r. kard. Hlond, a przejął po nim kard. Wyszyński?

- Z uwagi na szczególną sytuację, w jakiej znalazł się Kościół w Polsce po 1945 roku, kard. August Hlond, Prymas Polski, otrzymał od Ojca Świętego Piusa XII szereg nadzwyczajnych uprawnień, m.in. udzielania wszelkiego rodzaju dyspens i zwalniania od cenzur, które zwykła udzielać Stolica Apostolska, udzielania władzy bierzmowania dla ordynariuszy nieposiadający sakry biskupiej, czy też władzę do spraw dotyczących życia zakonnego i przeprowadzania procesu przygotowawczego i przedstawiania Stolicy Apostolskiej kandydatów na biskupów. Uprawnienia te otrzymał prymas, który po zerwaniu Konkordatu przez komunistów i pod nieobecność nuncjusza, można powiedzieć, że praktycznie zastępował przedstawiciela Stolicy Apostolskiej. Oprócz tego prymas reprezentował Kościół w stosunku do władz, co wówczas miało swoje znaczenie, bo znacznie utrudniało „rozgrywanie” przez nie poszczególnych biskupów.

Połączenie tych prerogatyw wraz z przewodniczeniem Episkopatowi zapewniło kard. Wyszyńskiemu wyjątkową i niespotykaną gdzie indziej rolę i miejsce.

KAI: Model ten dobrze się sprawdził. Czy odstąpienie od niego nie spowodowało luki, którą trudno jest dziś wypełnić?

- Nie było innej możliwości, gdyż model zarządzania Kościołem jaki powstał wokół kard. Wyszyńskiego, wynikał ze specyficznej sytuacji za żelazną kurtyną. Odzyskanie niepodległości po 1989 r. oznaczało normalizację sytuacji Kościoła w Polsce, a co za tym idzie także nawiązanie dyplomatycznych relacji między Polską i Watykanem, obecność na stałe nuncjusza apostolskiego, a w ślad za tym implantację norm, jakie zostały przyjęte w Kościele powszechnym. Wyrażało się to m.in. w przyjęciu zasady wybieralności i kadencyjności przewodniczącego Episkopatu oraz redukcji roli prymasa, która we współczesnym Kościele ma charakter wyłącznie honorowy.

Proces demokratyzacji w ramach Konferencji Episkopatu został wprowadzony definitywnie w Polsce przez nowy statut Konferencji Episkopatu w latach 90-tych. Został on dostosowany do Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1983 r.

Choć wielu Polaków jest przywiązanych do roli prymasa, jaką nadał mu Prymas Tysiąclecia, to nie sposób jest mówić dziś o takiej możliwości. Dodatkowym argumentem jest rozwijająca się zasada synodalności w Kościele, szczególnie po Soborze Watykańskim II. W jej świetle ważne decyzje w Kościele mają zapadać w sposób kolegialny, co na szczeblu krajowym realizowane jest w ramach Konferencji Episkopatu i przy głosach wszystkich biskupów.

KAI: Jednak Benedykt XVI w liście, jaki skierował do abp. Muszyńskiego przywracając stolicę prymasowską w Gnieźnie napisał: „Honorowy tytuł Prymasa Polski z kompetencjami określonymi w Statutach Konferencji Episkopatu Polski, cieszy się wielkim szacunkiem i znaczeniem w polskim Narodzie i jest znakiem jedności polskich katolików”. Jak te słowa należy czytać i na czym polegać ma rola: „znaku jedności polskich katolików”?

- Chodzi tu o pełnienie tej roli w sposób honorowy. W wielu częściach Polski, gdzie jestem zapraszany, towarzyszy temu poczucie, że przyjeżdża ktoś, kto reprezentuje cały Kościół w Polsce. Ktoś kto jest stróżem pewnego dziedzictwa.

Podobne słowa znalazły się w mojej bulli nominacyjnej podpisanej przez Franciszka. Jest tam napisane: „ta stolica biskupia (...) zajmuje pierwsze miejsce między wspólnotami kościelnymi w dziejach umiłowanego narodu polskiego”. Zostałem mianowany arcybiskupem gnieźnieńskim i prymasem Polski.

Zresztą potwierdza to statut Konferencji Episkopatu Polski, który mówi o biskupach zgromadzonych wokół arcybiskupa gnieźnieńskiego i prymasa Polski. A więc symboliczna rola Prymasa Polski, choć osoba prymasa jest faktycznie związana z metropolią gnieźnieńską, ma też swój wymiar szerszy.

KAI: A jakie inne kompetencje Prymasowi Polski przyznaje statut KEP?

- Niewybieralne miejsce zagwarantowane jest w Radzie Stałej oraz honorowe pierwszeństwo. A wiec w liturgii Prymas powinien zajmować miejsce przed biskupami a po kardynałach. W praktyce jest to rozwiązywane w ten sposób, że w orszaku liturgicznym prymas idzie razem z przewodniczącym Episkopatu.

KAI: A czy Prymas nie powinien przewodniczyć ogólnopolskim uroczystościom kościelnym?

- Uchwałą Rady Stałej, przewodniczenie trzem najważniejszym uroczystościom jasnogórskim w ciągu roku zostało podzielone w ten sposób, że 3 maja jest to przewodniczący Episkopatu, 15 sierpnia biskup miejsca, metropolita częstochowski, a prymas 26 sierpnia.

KAI: Znamienna dyskusja towarzyszyła kwestii powrotu prymasa do Gniezna w 1992 r. Wcale nie było oczywiste, że ten tytuł nie przypadnie metropolicie warszawskiemu?

- Dyskusję tę wywołała sytuacja jaka powstała w czasie przygotowań reformy administracyjnej Kościoła w Polsce, kiedy zaplanowano rozwiązanie unii personalnej miedzy Gnieznem a Warszawą. Unia tych diecezji, wprowadzona zaraz po zakończeniu drugiej wojny, miała umożliwić osadzenie Prymasa Polski w stolicy, co było wówczas konieczne. Ale od strony duszpasterskiej stwarzało to pewne trudności. Archidiecezją gnieźnieńską w praktyce zarządzał ktoś z biskupów pomocniczych. Oczywiście prymasi bywali tu z okazji ważnych świąt, a nawet wizytowali parafie czy bierzmowali w jakimś minimalnym zakresie. Brali też odpowiedzialność za decyzje jako rządcy diecezji, ale nie mogli tej funkcji pełnić w sposób systematyczny i pełny.

KAI: A czy kard. Glemp nie powinien jako Prymas Polski, pozostać w Gnieźnie?

- Taka możliwość była rozważana, jednak kard. Glemp uznał, że jako przewodniczący Episkopatu a także odpowiedzialny za relacje z państwem, powinien być w Warszawie. Prymasowi Glempowi nie odebrano więc tytułu prymasa, mimo, że przesłał być arcybiskupem gnieźnieńskim. Zachowano jego więź z Gnieznem za pomocą formuły: „kustosz relikwii św. Wojciecha”. Przy okazji było to kolejne potwierdzenie, że prymasostwo istnieje w Polsce nie ze względu na osobę, ale na miejsce. Zresztą Jan Paweł II w wielu swoich wypowiedział podkreślał pierwszeństwo metropolii gnieźnieńskiej i zawsze widział Gniezno jako stolicę prymasowską.

Świadczy o tym fakt, że kiedy w 1992 r. wraz z kard. Glempem abp Muszyński spotkali się z Janem Pawłem II, papież dość żartobliwie miał powiedzieć: „Tego nawet w Watykanie nie pamiętają, arcybiskup gnieźnieński i prymas w dwóch osobach!”.

Nieco później musiało pojawić się pytanie: co dalej będzie z prymasostwem po kard. Glempie? Stolica Apostolska, a konkretnie Benedykt XVI zadecydował, że będzie nim arcybiskup metropolita gnieźnieński. Przed podjęciem ostatecznej decyzji papież konsultował wszystkich polskich metropolitów. Ostatecznie, 1 listopada 2006 r., w liście do kard. Glempa, Benedykt XVI przekazał mu niezmienioną decyzję Jana Pawła II o powrocie tytułu prymasa do metropolitów gnieźnieńskich. A dokonało się to z chwilą ukończenia przez prymasa Glempa 80 roku życia, 18 grudnia 2009 r.

Nazajutrz, 19 grudnia 2009 r. abp Muszyński jako Prymas Polski odbył ingres do katedry gnieźnieńskiej.

KAI: Prymas Polski - i taka jest tradycja - zawsze wypowiadał się w ważnych sprawach społecznych i państwowych. W jakich sprawach głos Prymasa Polski winien być dziś najbardziej słyszalny? A szczególnie w sytuacji podziałów politycznych, tak głębokich jakie chyba dotąd nie miały miejsca?

- Głos prymasa musi być głosem jednoczącym. Powinien ukazywać fundamenty, których nie wolno pomijać: dobro wspólne narodu, praworządność, zdolność do współpracy i przekraczanie partykularnego myślenia partyjnego. Przypomniał nam o tym również papież Franciszek w swym jasnogórskim przemówienie z lipca ub. r. Na Jasnej Górze podkreślał, że Polacy wiele osiągnęli będąc razem, w jedności, idąc drogą zgody.

KAI: Ale jakie instrumenty ma Kościół, aby wprowadzić te zasady w życie?

- Głoszenie Ewangelii. To w niej znajdujemy wskazania, by mówić o miłości drugiego człowieka, o braterstwie, przebaczeniu, pojednaniu. Jeżeli Polacy byli zdolni wobec Niemców wypowiedzieć słowa: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie!”, wynikało to z fundamentu wiary, a nie z takiej czy z innej taktyki lub przyjętej linii czy politycznej strategii. Dziś będziemy zdolni do budowania jedności w Polsce, o ile będzie ona wynikała z życia Ewangelią. Inaczej nie będzie to możliwe.

KAI: Kościół w Polsce, czego przykładem był kard. Wyszyński, korzystał często z funkcji profetyczno-krytycznej, wypowiadając się na tematy zahaczające o politykę. Na czym miałoby polegać to dziś?

- Dzisiaj krytyczna, czy inaczej też profetyczna rola Kościoła polega na nieustannym przypominaniu fundamentów ładu społecznego. Trzeba patrzeć na ile programy polityczne odpowiadają trosce o dobro wspólne. Ład społeczny winien być oparty na wartościach i solidnych fundamentach. Kościół musi bronić społeczeństwa przed tym, co je wypacza czy niszczy w nim wartości, zwłaszcza ogólnoludzkie i chrześcijańskie. A skoro konstruowanie moralnego i społecznego porządku nie dokonuje się w pustce, to elementem misji Kościoła jest ocena jego zgodności z dobrem wspólnym, z wartościami płynącymi z Ewangelii, ocena pod kątem poszanowania człowieka, jego godności i niezbywalnych praw, od prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci.

KAI: Odnieśmy to np. do kwestii stosunku do uchodźców, ich przyjmowania bądź nie?

- Idąc za głosem Pana Jezusa, Kościół zawsze będzie mówił, że należy przyjąć tych, którzy są uchodźcami. Oczywiście – tak jak mówi papież Franciszek – należy dodać, że przyjmować ich należy z uwzględnieniem dobra danego kraju, jego bieżącej sytuacji i możliwości. Papież mówi też o potrzebie integracji przybyszów z miejscowym społeczeństwem.

My jako polscy biskupi też o tym przypominamy. Te wszystkie kryteria winny być zachowane, ale nie można zrezygnować z principium – z zasady, że należy okazać miłość człowiekowi znajdującemu się w rozpaczliwie trudnej sytuacji. A dodatkowe kryteria nie mogą nigdy być usprawiedliwieniem, aby w ogóle nie realizować tej zasady. Stąd projekt korytarzy humanitarnych, za czym Kościół w Polsce głośno się opowiada i w komunikacie z ostatniego Zebrania Plenarnego jeszcze raz wszystkim przypomina.

KAI: A kwestia Trybunału Konstytucyjnego? Z jakiego powodu nie było głosu Kościoła na ten temat?

- Owszem, nie było głosu wprost odnoszącego się do sytuacji Trybunału. Natomiast wielokrotnie różni biskupi, w tym także ja, mówiliśmy o konieczności szacunku dla praworządności i nie uleganiu emocjom czy politycznym targom.

Oczywiście Kościół musi unikać niebezpieczeństwa, by nie dać się wykorzystać przez jedną bądź drugą stronę politycznego sporu. Wówczas głos Kościoła dla jednych byłby bowiem może nawet jakimś głosem " profetyczno-krytycznym", ale dla drugich głosem popierającym jedną ze stron politycznego sporu. Nie możemy być po stronie władzy, ale równocześnie nie możemy być po stronie opozycji. Nasza misja jest inna. Powinna służyć dobru wspólnemu i zmierzać do budowania i jednoczenia wokół najważniejszych wartości. Powinna pokazywać płaszczyzny porozumienia i przekraczania tego, co jest ludzką złością czy wzajemną wrogością.

Istnieje też inne niebezpieczeństwo. Katalog wartości, jakie głosi Kościół, nie powinien podlegać instrumentalizacji przez którąś ze stron politycznego sporu. I na to też musimy uważać. Łatwo bowiem powoływać się na nauczanie Kościoła, skrzętnie wykorzystując je do własnych celów czy zaspokojenia politycznych ambicji.

KAI: Abp Henryk Muszyński mówił, że Gniezno posiada swój „genius loci”, łącząc to ze współczesnym odczytaniem misji św. Wojciecha. W czym się to wyraża?

- Gniezno jest widomym znakiem ciągłości dziejów, historii i życia Kościoła w Polsce oraz duchowej jedności Polski z Europą. Jesteśmy tu u samej kolebki zarówno naszej państwowości, jak i Kościoła w Polsce. Tu też odnajdujemy początki naszej europejskości i naszego miejsca we wspólnym europejskim domu.

Misja św. Wojciecha jest wciąż aktualna. Jest jakże ważna, szczególnie w obliczu „pękającej” i narażonej coraz bardziej na wewnętrzne napięcia i kryzysy Europy. Chodzi o ukazywanie, że Europa ma szansę przetrwania jedynie wtedy, gdy będzie – jak przypominał nam tu w Gnieźnie św. Jan Paweł II – „wspólnotą ducha”, czyli wspólnotą opartą na korzeniach chrześcijańskich i dobru człowieka, wspólnotą, którą tworzą różne tradycje i różne wrażliwości, ale opartą o silne fundamenty. Z Gniezna rozlega się wciąż wołanie Jana Pawła II o Europę "dwóch płuc". O św. Wojciechu mówimy również jako o patronie jeszcze niepodzielonego Kościoła, co dziś, w dobie kryzysu dialogu ekumenicznego na Wschodzie, ma być może szczególne znaczenie. Trzeba przełożyć to na konkretne projekty społeczne, a jednym z nich są Zjazdy Gnieźnieńskie.

KAI: Zbliża się jubileusz 600-lecia Prymasostwa. Jak będzie obchodzony?

- Jubileusz 600-lecia prymasostwa będziemy przeżywać w podwójnym kluczu. Najpierw jako dziękczynienie za to, że Prymasostwo, które związane jest z Gnieznem trwa przez wieki oraz, że jest symbolem jedności Kościoła w Polsce i jedności narodu. Będzie to także okazja do refleksji historycznej nad znaczeniem osoby prymasa Polski, zarówno w dziejach i w historii naszej Ojczyzny, jak i dziś.

Obchody rozpoczną się w uroczystość św. Wojciecha 23 kwietnia, a zakończą się w tę samą uroczystość, 29 kwietnia 2018 r. Obchodom kościelnym przez cały ten rok towarzyszyć będą przedsięwzięcia o charakterze naukowym i kulturalnym.

Na tegoroczne rozpoczęcie jubileuszu, jakim jest uroczystość św. Wojciecha, zaprosiłem do Gniezna prymasów z całej Europy. Mamy potwierdzenie przyjazdu pięciu z nich: Prymasa Galii kard. Philippe Barbarina z Lyonu, Prymasa Hiszpanii Braulio Rodrigueza Plazy z Toledo, Prymasa Germanii Franza Lacknera z Salzburga, Prymasa Czech kard. Dominika Duki oraz przedstawiciela Prymasa Anglii kard. Vincenta Nicholsa z Londynu. Nie mogą natomiast przybyć prymasi z Irlandii (jest ich w rzeczywistości dwóch, jeden w Dublinie – prymas Irlandii i drugi w Armagh, noszący tytuł prymasa całej Irlandii), Prymas Węgier oraz Prymas Belgii. Myślę, że dobrą rzeczą przy okazji tego gnieźnieńskiego spotkania byłoby ukazanie jakiegoś wspólnego przesłania prymasów do Europy znajdującej się w obecnej, z wielu powodów tak trudnej przecież, sytuacji.

Główne uroczyści, poprzedzi 27 marca sympozjum nt. dziejów instytucji i godności prymasowskiej. Organizowane jest ono przez Archidiecezję Gnieźnieńską z Wydziałem Teologicznym UAM i Fundacją św. Wojciecha-Adalberta. W oparciu o nie opracowana zostanie monografia prymasostwa.

Natomiast w przeddzień kwietniowych uroczystości, w Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej odbędzie się wernisaż wystawy „Primas Poloniae. 600 lat stolicy prymasowskiej w Gnieźnie”, na której zostaną zaprezentowane nasze najważniejsze i najcenniejsze archiwalia i muzealia związane z prymasostwem.

KAI: Dziękuję za rozmowę.

Marcin Przeciszewski / Gniezno

« 1 »
Wplac_780x208.jpg

reklama

reklama

reklama

reklama